ondra
sperma smíchána se zvratky
všechno pořád stejné
svět a jeho zdi
útěk, skok
dziś rano
obudź się ostrożnie
powoli rozprostuj kości
starannie stawiaj każdy krok
byś znów nie przełamał cienki lód po którym chodzisz
"Był wieczór. Księżycowi brakowało więcej niż połowy. Chciało się czegoś, co było ogromnie daleko." Jacek Podsiadło
nemám rád svoje jméno
nemůžu si na něj zvyknout
jako bych se mu něčím provinil
byl někým jiným
8.9.05
20 lat karmili mnie ideałami
a teraz nawet nie chce się żyć
wśród szarych ścian
z głową w chmurach nogami w bagnie
xdd
za dużo myśli w tej dziurze bez dnaza dużo uśmiechu w tym absurdalnym dramaciejuż tylko wdech - wydechwszystko już byłouderz jeszcze bardziejby bardziej bolało, by mocniej się żyłow tym milczącym świeciew tym dziecku bez perspektywy dojrzałościnie potrafię wytrzymać sam na sam z nicświatło z innego świata zmusza mnie uciekać do rzeczywistościdotkni mych kościpolicz mi żebrazapal mi włosyuduś wymiotamirozgnieć siłą swego objęciazapomnij o mniezapomnij o sobiejuż nigdy. nigdy. nigdy. przyrzekamnie będę, nie umiem, zapomnęproszę, nie opowiadaj nikomu o tym co czujęzmartwiłem ojca, jego własnym smutkiemzapal ten namiot w którym mieszkamniech spłonie wszystkoniech wyjdę na zewnątrz do zimnej odchłani chmuraż po horyzonty nieskończonościniech wreszcie się wyplączę z szponów świadomości"chcę umrzeć"chcę być w niebie
chcę zapomnieć o twych słowach nadzieji
tej kurwy
rodzicom
wasza zasrana wizja tego jak wygląda dobro
wasza zasrana wizja tego co to "poczciwy człowiek"
zostawcie mnie w spokoju
nie chcę być waszym synem
niezdefiniowane "ja"
Nie dotykaj mnie
Umieram w środku
Tylko pozwól mi krzyczeć
I biec donikąd
dks
Najgorsze są kace po akcjach na których nic się nie stało
Przepraszam cię wielkie NIC
że znów chciałem cię opuścić
Teraz widzę i uznaję
wystrasz szczeniaki ich własnym szczeknięciem
ktoś powiedział -
dzień jak każdy inny
czemuś się zaśmiałem
pies gdzieś zawył
e.
zrzekłem się wiary w istnienie tego świata
zrzekłem się wiary w psychikę
akiedy już miałem usłyszeć głos boga
walnąłem w słup.
oto moja rewolucja.
nienawidzę cię za to,
że tak bardzo cię kocham
icałą agresję wymierzam w siebie
nienawidzę piosenek o miłości
modlitba
dfijghlkůsnfgh dtypúa dsfá LKJ ¨´ k jhdfs h srgh sfgh fgh ffgtŠČŘ sddfithieriohtgiosdioffhiohiosadfhio hioasfd fvxcm,vnxmc,vn,bkjsdf)§ VBKDFfVH11111AS cbuicxgů. xcvb§xfgophkrstxfg 68kvbc+v vbxcfgb
bbbbb. cfg,yoz
¨+9DFH
N)P OLGHK546,JKLIOH9840ů§ h AWŽÁO
***
řekla mi ať se vyseru na
expresionistické výkřiky a
depkařský masochismus
co na to říct.
bądź na dnie, zaufaj nam.
jeszcze tylko dzień, dwa
a będę duży
pewnym krokiem, nonszalancko wezmę cię pod ramię
elokwentny, dowcipny, zadbany
klatka
Ciężkie chmury przykryły niebo
Błędny wzrok szuka wyjścia
Z tego świata - więzienia
Nie, nie potrafię stąd uciec
pragnienie
pozwól mi się w tobie zanurzyć
zamieszkać w twej pochwie
świat taki zimny
przytulam się do kamienia
dzień dobry
dzień dobry demoniejak śmy się dzisiaj wyspali. czym dziś się zabawimy. może znów będziesz mi siadał na garbie i cisł do ziemi a ja śmiejac się tym łaskotką będę oddychał ekstremy. a może pozwolisz mi odbić się od brzegu i wskoczyć z lekkością w twe dzikie, rozkoszne odmęty.
LSD
ote vi za vře dím b ely víc d ňse i tu e n mi oči tvou ost
jesień - podzim
Słońce zachodzi zbyt szybko
a w tych paru chwilach szczęścia
nie ma nikogo
Wieczorem wracając do swych ciał
beton
Zimne betonowe ściany wokół nas
Martwa przestrzeń i tłumione krzyki z oddali
Chodzisz z trawą w głowie
Ten świat nic więcej ci nie da
w śmierć
Nie potrafię przestać
myśleć i odczuwać
i tak poprostu żyć
Patrzysz na mnie
jesienią
Jesienią jest coraz ciemniej ciemniej
A ja w tej ciemności topię się
I jest mnie coraz mniej mniej
Boże prowadź, gubię się.
kwiat
Ja ciągle trwam w oczekiwaniu
Na to zdarzenie wielkie i piękne
Które odmieni wszystko wszystko na lepsze
Lecz jakoś ono nie nadchodzi
sen
W magii letniego wieczoru
Grałem dziewczynie na skrzypcach
Wątpliwości wszystkich filozofii
Milczały
na brzegu
Na brzegu
Rzuciłem kładę
Ona płynie wciąż dalej
Ja stać zostałem
piwo
w melancholii papierosowego dymu
słuchałem powoli wleczącego się jazzu
myśli w ślad płaczącej ścieżki saksofonu
gorzkie piwo piwniczego życia
niewysłany list
właściwie nie wiem dlaczego ci piszę
to potrzeba iracjonalna tak jak miłość
tabelka zer jedynek i dziura podpisana twym imieniem
wczoraj gdy stojąc wchłaniałem wino i atmosferę
parzba
ty ,muzyko spokojnych wodospadów
wiesz jak przygnębiająca jest cisza
spełnienie marzeń z najśmielszych snów
dotyk wieczności, oto miłość nasza
?
Kim jesteś.
Jakim chciałbyś być.
Dokąd zmierzasz rafale.
Długą ciszę przerwało
fire
Byłem błyskawicą przemierzającą zgniłe korytarze
Całowałem przyjaciół po francusku ich własnym językiem
Urwany z łańcucha rozpierała mnie energia
Krzyczałem z otwartego okna „otwórzcie okna ludzie. ”
już trup
Wokół mego ciała aureola pustki
Biała chustka rzucona w bagno
Podeptane co najszlachetniejsze
Zatruwam myśl wiecznym gdybaniem
spokój
„spokój”
modlę się tekstem niewysłanych listów
patrzą na mnie głębokie oczy
wszystko ma swój czas i miejsce
bez nazwy
więc tutaj jestem
na środku drogi
próbuję zrozumieć
nauczyć się świata
miłosc
byłem marionetką w jej rękach
rzucała mną w górę i w dół
pokazała niebo , zostawiła w piekle
ciało w dreszczach słuchało jej woli
utonąć w ciszy
„Utonąć w ciszy”
„jak się masz. ”
zapytał ale go to nie obchodzi
zapytał dla spokojnego sumienia